Zaufanie

Przysiadłam na skale przy trasie spacerowej - punkt to  niepozorny, ale rozciąga się z niego piękny widok na morze i ośnieżone góry. Morze falowało delikatnie i pluskało spokojnie, obijając się  o brzeg. Szum morza  przypomniał mi  Majorkę i kąpiel w tamtejszych wodach.
Morze. Słońce. Poczucie oddawania  ciężaru wodzie, pójścia  za głosem  z ciała, by się  poddać, oddać, zaufać. Odpocząć. Nagle  byłam  lekka, mocno zasolona woda unosiła moje ciało, można się  było  na niej położyć i swobodnie dryfować,  bo, niczym ziemia na lądzie, woda dawała oparcie.  Można było odpuścić  i po prostu być, płynąć  z prądem, bez  wysiłku, kontroli i zakładania  celu. Wspaniałe uczucie. Gdy odpuściłam kontrolę, mogłam zacząć się  bawić  z morzem, z prądem, eksperymentować  jak  ciało  się  ma  w kontakcie, czego  potrzebuje, czego  pragnie  doświadczać. Nagle  fala  stała  się jacuzzi, poddanie  się  jej  dawało  przyjemny  masaż. Niesamowicie  przyjemne  było  płyniecie wraz  z falą  do brzegu - fala kierowała moje  ciało  ku  brzegowi,  by potem zabrać je  znów  “dwa  kroki” ku morzu.  Taki  taniec, odpływ i  przypływ  aż  w końcu  morze wypluło mnie  na  plażę.  Leżałam  na brzuchu  taka  “wypluta” i było  mi  z tym  niezmiernie  przyjemnie. Dopłynęłam  do brzegu.
Gdyby tak można było po prostu zaufać. Zaufać życiu i temu, że możemy się poddać i wraz z nim płynąć, bo ma dla nas to, co najlepsze. Zaufać innym, że chcą naszego dobra. Sobie, że stanę za sobą i będę sama dla siebie oparciem niezależnie od okoliczności.  Zaufać ciału, sercu i duszy. I tej większej od nas Sile, która nas wszystkich prowadzi.  Poddać się i płynąć z prądem życia, z tym, co przychodzi chwila po chwili, dzień po dniu.
Anna Brzozowska, fizjoterapeutka i terapeutka ustawień systemowych,  w jednym z wywiadów  (link pod spodem artykułu - bardzo polecam) powiedziała, że: “Zdrowie jest wtedy, gdy to samo się czuje, to samo się myśli i to sami się robi”, a więc wtedy, gdy jesteśmy jednością ciała, duszy, serca (i pewnie jeszcze kilku innych części w nas, o których być może nie wiem) i działamy zgodnie z własnym wewnętrznym głosem. Dla mnie oznacza to odkrywanie i sprawdzanie co chwilę, co jest zgodne ze mną.  Poddanie się wpierw sobie i temu, co we mnie  gra, by móc potem  poddać się życiu i temu, co ma nam ono do zaoferowania. Paradoksalnie, to właśnie poddanie się może być drogą, którą warto podjąć. Podobnie jak w mojej zabawie z morzem - odpuścić kontrolę, oczekiwania, poczucie tego, jaka powinnam być i co robić i otworzyć się na to, co po prostu jest.  Takie, jakie jest.  Pozwolić sobie po prostu być taką, jaką  jestem tu i teraz i wyrażać siebie nawet,  jeśli wydaje mi się, że nie jestem idealna. Przecież nikt  z nas nie jest.
Odpuścić oczekiwania,  po prostu być i płynąć z prądem życia, bo, jak już mogłam się na  szczęście przekonać, czasem to, co otrzymujemy, jest dla nas lepsze niż to, czego sobie życzymy. I może być dla nas bardzo przyjemną i zaskakującą niespodzianką.

Komentarze

Popularne posty