Świątynia dumania

Tęsknię  za pewnym miejscem. To skała  na zboczu góry otoczona  lasem  bukowym, przy której rośnie dumnie pnący  się, ale  jeszcze dość młody buk,  rozpościerając swe ramiona ponad skałę. O tego buka lubiłam się zawsze opierać ciałem, czuć obecność jego gałązek, które nie raz czochrały mi czuprynę, czy poruszane wiatrem zaczepiały, jakby zapraszając do kontaktu. Jestem tutaj z Tobą i nigdzie się nie wybieram. Nie  jesteś sama.
Lubiłam się do niego przytulać - odkąd pamiętam, jako dziecko lubiłam  przytulać się do drzew. Drzewa po prostu zawsze były obecne i otwarte na ten gest objęcia, nie trzeba  było się  oswajać i poznawać, by móc pozwolić sobie na bliskość. Z ludźmi nigdy nie było równie łatwo.
Chodziłam w to miejsce od czasów dzieciństwa, gdy  przyjeżdżaliśmy na  naszą rodzinną działkę w górach, ale  już bardzo  dawno  tam nie  byłam. Dookoła same góry, łąki i lasy; lubiłam  wędrować  samotnie po  tych dzikich przestrzeniach, gdzie rzadko można  było spotkać drugiego  człowieka. Tam możliwa była ucieczka od zgiełku zabieganego miasta, zanurzenie się w naturze, by móc  w końcu  usłyszeć siebie.
Na skałę chodziłam dla  przyjemności, ale także wtedy, gdy miałam chandrę i jakieś  uczucia  nie dawały  mi spokoju. To taka moja świątynia dumania, gdzie można pobyć ze sobą i tym, co się pojawia, miejsce,  w którym czułam, że mogę być w pełni sobą.  Po prostu być, patrzeć  na widok rozpościerający się ze  skały  albo śpiewać wniebogłosy.
Wracałam stamtąd zawsze jak nowo narodzona. Wychodziłam z różnymi stanami emocjonalnymi, a wracałam  podniesiona na duchu. Odrywałam się od zwykłej  codzienności i przenosiłam  w inny świat.  Znikałam na czas jakiś - dosłownie  i w przenośni, bo kontakt z naturą wyzwalał we mnie  poczucie małości i pokory.  Czułam się malutkim punkcikiem na mapie tego świata, malutkim, a jednocześnie niezbędnym.  Taka malutka zlewałam się w całość z otaczającą przyrodą, czułam łączność  ze wszystkim wokół. Wspaniałe uczucie.

Tęsknię za tym odczuciem  i za tą równowagą w sobie, do której wracałam z pomocą natury. Tęsknię i chciałabym  je  w sobie  odnaleźć, tylko jak?Czy to magia tego miejsca sprawiała, że mogłam tego doświadczać?  Być może, ale wierzę,  że to poczucie możemy odnaleźć w sobie  niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy. Na razie nie potrafię go jednak sama odnaleźć, nie umiem też do  niego dotrzeć w sobie  tu, gdzie teraz mieszkam, choć cudowną naturę mam na wyciągnięcie ręki.  Poczekam na święta Bożego Narodzenia  i wyruszę do mojej świątyni.   Zacznę poszukiwania od powrotu do  źródła - może uda mi się odnaleźć to, co  zgubiłam. I może uda mi się nauczyć tego, jak  tam powracać. Niezależnie od czasu i miejsca.



Komentarze

Popularne posty